czwartek, 12 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 6

- No hejka gołąbki! -  Mówi Niall otwierając dźwi. 
- Ej, co jest? Macie miny jakby ktoś właśnie umierał. -Na słowa Zayna,miny moja i Harrego momentalnie zbladły, o ile to jeszcze możliwe. 
- Czy, czy coś się stało? - Mówi zaniepokojony Liam. 
- No odezwijcie się wreszcie! - Krzyczy już podirytowany sytuacją Niall. 
- Ja... ja miałam im powiedzieć t..tak? - Zwróciłam się do Harrego który skinął głową i powiedział szeptem " proszę ". 
- No więc , no ... no więc - nie wiedziałam jak zacząć.- No więc ... Przed chwilą była tutaj karetka która... - Ostatnie słowa powiedziałam tak cicho, że nawet ja ich nie ułyszałam. 
- Co ? Powiedź głośniej, proszę. - 
- No dobra... - przełknęłam ślinę - Jak wy pojechaliście to była tu Taylor i się pokłóciliśmy i ona wybiegła i jakiś pijany gościu ją potrącił i .. i zabrała ją karetka.- Powiedziałam na jednym wydechu. Nie wytrzymałam, jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. 
-Że co ty do nas mówisz?! - 
- NO K*RWA, WŁAŚNIE BYŁA TU KARETKA, ZABRALI TAYLOR. KAZALI NAM JĄ ODWIEDZIĆ JUTRO, BO JEJ STAN JEST BARDZO CIĘŻKI. I WIECIE CO ?! TO WSZYSTKO JEST MOJA WINA! JAKBYM SIĘ TU NIE PRZEPROWADZAŁA TO NIE BYŁOBY TEJ CAŁEJ KŁÓTNI,A WY BYŚCIE SIEDZIELI I POPIJALI KAKAŁKO. TAK W OGÓLE TO MOGŁAM WCALE NIE SZUKAĆ OJCA, NO I CO NAJWAŻNIEJSZE, MOGŁABYM W OGÓLE SIĘ NIE URODZIĆ, ZAWSZE DLA KAŻDEGO JESTEM TYLKO PROBLEMEM!!! NIC WIĘCEJ !! - Wykrzyknęłam płacząc już na całego, a gdy skończyłam już swój monolog, poprostu stamtąd wybiegłam. Tak wiem, tchórz ze mnie.. Ehhh... 
Na odchodne krzyknęłam jeszcze coś w stylu 'przepraszam' i już mnie tam nie było.
Postanowiłam, że udam się do parku, nie wiem czemu, tak jakoś... Pierwsza myśl.. Znalazłam pierwszą lepszą  ławkę i usiadłam na niej, chowając twarz w dłoniach i płacząc. 
- Ciii.. - Hazz mnie uspokaja... Wtulam się w loczka i ... czekaj wait.. Harry ? co on tu robi? ... 
- Co ty tu robisz.. ? - 
- Mówiłem ci już, że to nie twoja wina. Zrozum, że cokolwiek stanie się Tay to nie przez ciebie. Ona zaczęła tą bezsensowną kłótnię i to nie jest twoja wina słyszysz? - 
- Ale.. ale ... Czemu mnie bronisz, skoro to twoja dziewczyna... po.. po tym całym zdarzeniu powinieneś mnie nienawidzić, a nie pocieszać.. - 
- Ehhh. To skomplikowane. Ty nic nie rozumiesz... -
- Tylko, że jak mam to zrobić skoro o niczym nie mam pojęcia hmmm...? - 
-No dobra, i tak prędzej czy później musiałbym ci powiedzieć... Ja i Taylor my... nie jesteśmy razem.. - 
- Ccoooo prosszę ?- 
- No to co słyszysz... Ehh.. Od czego mam zacząć? - 
- Najlepiej od początku.- 
- No oki.. A więc tak... Jakoś tak poł roku temu jeszcze przyjaźniłem się z Tay. Wisiałem jej przysługę, bo kiedyś uratowała mi życie. 
- Słucham? - 
- Długa historia, kto wie może kiedyś ci opowiem. - Hazz uśmiechnął się słodko. 
-Ale wracając.. Jak wiesz One Direction było , nadal jest,na szycie list przebojów, a popularność Taylor z każdym dniem spadała. Poprosiła mnie  więc żebym zaczął z nią chodzić. Taka ustawka. Jej menagerowie spiknęli się z moimi. Wszystko było ustalone. Jak się spotkamy, gdzie będzie pierwsza randka i w jakim  hotelu się rozstaniemy. Mi pasował taki układ, bo przecież się przyjaźniliśmy. Niestety, nie przewidziałem jednak jednego. Tay totalnie się zmieniła i sodówka jej uderzyła do głowy. Z każdym dniem była bardziej pyskata i niemiła, ale ja udawałem, że ją kocham... musiałem...Właściwie to teraz łamię zasady umowy, bo miałem nikomu nie mówić.. Nie powiedziałem nawet chłopakom... - Hazz spuścił głowę - Wiesz tylko ty. - loczek uśmiechnął się nieśmiało. 
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu aż w końcu, po przyswojeniu sobie większości informacji, odezwałam się zamyślona. 
- Ale ... ale czemu ja ... - 
- Nie wiem.. Po prostu.. jesteś wyjątkowa... - Po tych słowach Loczek spojrzał mi głęboko w oczy. Poczułam jak moje nogi miękną. Dobrze, że siedzę. Ufff .. 
- Ja i wyjątkowa ? Nie wierzę ci. - powiedziałam nie odrywając wzroku od jego oczu. 
-To uwierz. - Jego twarz zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do mojej. 
-Ale jak ? - 
- Ciii, nic nie mów. Bo wszystko zepsujesz. - Powiedział zmysłowo. 
- Ach tak ? - Uśmiechnęłam się praktycznie w jego usta. 
- Hmmm. Chyba muszę cię uciszyć. - I całuje mnie, najpierw niepewnie, lecz gdy oddaję pocałunki, robi to coraz namiętniej. Czuję jak jego kąciki ust idą ku górze, gdy mój język domaga się wejścia. 
Nie wiem ile czasu tak staliśmy, ale chciałabym żeby potrwało to wieki. 
Gdy już zaczęło nam brakować powietrza oderwaliśmy się od siebie powoli i zmysłowo. 
- Ja... My ... To było... - 
-Taaak.. To było...-
- Fajne - Powiedzieliśmy oboje jednocześnie. 
Milczeliśmy jeszcze przez chwilę, którą przerwał Lokers. 
- My... my chyba ... powinniśmy już wracać. - Jąka się Hazz 
- A, tak ... Mam pomysł, co ty na to żeby pojechać do Taylor, do szpitala? - 
- Dobra. - 
- No to go !  - 
Posłałam mu uśmiech który natychmiast odwzajemnił. Postanowiłam, że lepiej dla mnie i dla niego będzie jak będziemy udawać, że to nie miało miejsca. Tak chyba będzie lepiej ... prawda ? 
* 11 minut później *
Jedziemy właśnie do szpitala. Nie powiem, denerwuje się jak cho*era. Co powie Tay jak mnie zobaczy? Cóż, tego się dowiem już za chwilę... 
Przez całą drogę do szpitala nie odzywaliśmy się z Harrym do siebie słowem. Lecz nie była to niezręczna cisza Wręcz przeciwnie, oboje byliśmy pochłonięci swoimi myślami. Ja dodatkowo strachem, bo mimo iż Harry powiedział mi, że to nie moja wina to i tak obwiniam się o ten cały wypadek. A co jeśli stało jej się coś poważnego ? Co jeśli z tego nie wyjdzie? Wtedy sobie tego nie wybaczę...
*1 godzinę później * 
 Jestem jednym wielkim, chodzącym kłębkiem nerwów. Dlaczego, pytajcie.... Odpowiedziom jest ten całkiem pokaźnych rozmiarów budynek o nazwie szpital.  No to komu w drogę temu czas. Im szybciej to załatwię, tym lepiej. 
Poza tym, chcę mieć to już z głowy. 

Stanęłam przed salą numer 69, przełknęłam ślinę i pociągnęłam za klamkę.Lecz to co tam ujrzałam było chyba największą w ciągu ostatnich dni niespodzianką.   

____________________________________
No i jest 6 :DDD
komentować no :O :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz