niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 18


*Oczami Maddie*

Max powoli zaczął odpinać rozporek swoich spodni. Z każdym jego krokiem cofałam się o dwa do tyłu. Byłam strasznie wycieńczona i  przerażona, a nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Idąc, Max ściągał swoje spodnie coraz niżej, aż w końcu opadły one na podłogę. Zobaczyłam duże wybrzuszenie na materiale jego bokserek. Wiedziałam co zamierza ze mną zrobić, jednak nie płakałam. Za dużo łez już uroniłam. Nie byłam w stanie normalnie oddychać,  ogromna gula pojawiła się w moim gardle. On tylko zaczął się gardłowo śmiać.
- Co się stało? Czyżbyś się przestraszyła szmato?- zapytał retorycznie, szydząc ze mnie.
 - Masz może ochotę uciekać? A może wolisz krzyczeć lub wyrywać się? Już, nikt cię tu nie usłyszy. - ponownie zaśmiał się.
 - No dalej, nie wstydź się, podejdź, nie ma tu tego chuja Harry'ego. Wiem, że tego chcesz. -
Wtedy nie wytrzymałam. Co on sobie myślał, że zdradzę Harry'ego z porywaczem z własnej woli?! Przerwałam jego wkurwiającą przemowę dając mu mocno z liścia.
- Nigdy. nie. obrażaj. Harry'ego. Nawet. nie. próbuj. - Wykrztusiłam słabym głosem
- Obudź się, nie ma tu go. Czyżby książę opuścił księżniczkę? A może to księżniczka opuściła księcia hmm..?- Niebezpiecznie zbliżył się do mnie przypierając mnie do ściany.
Zaczęłam z całych sił opierać się jego dużo silniejszym dłoniom, które już po chwili skutecznie unieruchomiły moje nadgarstki, sprawiając mi niewyobrażalny ból. Max niemal natychmiast podczas mojej nieudanej próby oddalenia go od siebie cały poczerwieniał, a jego tęczówki przybrały kolor wręcz czarnego granatu.
- O nie kurwa! Tak to my się bawić nie będziemy mała szmato! Nie dość, że mi uciekasz i strzelasz z liścia to jeszcze się opierasz, gdy mam ochotę cię wyruchać!? - Chłopak niemal rzucił mnie na łóżko. Jednak zanim przybliżył się do mnie na dość niebezpieczną odległość, ktoś zaczął się dobijać do budynku.
- Co do cholery! - wydarł się tak mocno, że aż podskoczyłam, a ciarki przeszły całe moje ciało.
- Już kurwa idę! - odgłosy nasiliły się, a Max wydawał się być mega wkurwiony.
- Nie myśl, że z tobą skończyłem.- Zwrócił się do mnie dużo ciszej, niż przed chwilą.
- Jak tu wrócę to tak cię wyrucham, że przez miesiąc nie usiądziesz na dupie. A TO na wypadek gdybyś próbowała zwiać, księżniczko.- Związał moje ręce i nogi i wrzucił do szafy niczym worek ziemniaków.
Nie przejmowałam się już tym. W mojej głowie echem odbijało się tylko jego ostatnie słowo:
 "księżniczko" 
Harry tak się do mnie zwracał, wtedy, w wesołym miasteczku. Ile bym dała żeby go znowu zobaczyć, poczuć jego zapach, czy też choćby usłyszeć. Uzależniłam się od niego zbyt mocno, by można mnie było go teraz od niego zabrać. Czym ja sobie na to zasłużyłam? Dlaczego zostałam odcięta od jedynej ważnej dla mnie rzeczy, na której zależy mi jak na niczym innym.- dlaczego zabrano mi Harry'ego?  Uroniłam pojedynczą łzę, na więcej nie miałam siły. Już dawno nie zwracałam uwagi na krzyki za cienką powłoką drewna szafy. Zasnęłam, z wycieńczenia, ze zmęczenia, bólu... ale przede wszystkim z tęsknoty za moim powietrzem- za Harrym. 

*Oczami Harrego* 

Po wyjściu z mieszkania od razu wsiadłem do swojego czerwonego porche i z piskiem opon odjechałem. Miałem wtyki w FBI więc wiedziałem do kogo się zwrócić o odnalezienie nowej siedziby Maxa. Tam szukano go już prawie rok ale cwaniak ukrywał się prawie wszędzie. Nawet u mnie w domu... Teraz tak jakby im się odwdzięczę, dając im numer tego chuja. Szybko skręcałem w odpowiednie uliczki. W końcu tam dojechałem. 
- Harry Styles. - Podałem do ochroniarza przez szybę. Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz chwilę po tym otworzył mi bramę. Natychmiast zaparkowałem i w pośpiechu wbiegłem do budynku. 
- O, kogo moje oczy widzą! Pan Styles we własnej osobie. Dawno cię tu nie było. - Przywitał mnie oschle mój były szef Sam. W sumie to się tego spodziewałem, w końcu odszedłem od firmy bez słowa, jednak musiałem to zrobić. 
- Tak.. bardzo dawno. - Rzuciłem od niechcenia. 
- Co cię tu sprowadza? - 
- Sprawy prywatne. - Odrzekłem może trochę zbyt oschle, ale śpieszyłem się, a moje myśli zaprzątało tylko jedno imię, Maddie. Nie było nawet mowy o pogaduszkach z Samem. Pośpiesznie odszedłem pozostawiając zdezorientowanego mężczyznę samego. 
Mijałem kolejne zakręty korytarza w nadziei, że on tu jeszcze pracuje. Tak jak zapamiętałem: sala 15, biuro nr. 2 i tabliczka '' Luke Miller - specjalista od namierzania.'' . Przekroczyłem próg i od razu ujrzałem sylwetkę chłopaka. Nie było to trudne, bo co prawda pomieszczenie jest duże, ale jest w nim jedynie on i pięciu nieznanych mi gości. 
- Siema Harry! Co cię tu sprowadza? - Luke przerwał rozmowę z tymi ludźmi gdy tylko mnie zobaczył. Nie wiem czy wiecie, ale Luke był i nadal jest moim przyjacielem. Ta przykrywka z policjantem to ściema dla ukrycia tego czym zajmuje się na prawdę. Dawno mnie tu nie było i od jakiegoś czasu przychodzę tu jedynie w pilnych sprawach. Dlatego też , ku nie zadowoleniu jego gości, od razu zajął się mną, przerywając rozmowę i wypraszając ich z sali.
- Hej.. Max..on.. porwał mi dziewczynę. - wypowiedziałem niepewnie. Luke rozszerzył oczy. 
- TEN MAX !? Kurwa! Przecież to psychopata. On jest zdolny do wszystkiego. - 
- Właśnie, dlatego ta sprawa jest pilna. Potrzebuję jego adresu. - 
- Chętnie bym ci pomógł, jednak staramy się go namierzyć już pół roku, ale nikt nic nie wie. - 
- Wiem. I dlatego właśnie nie przychodzę tu z niczym. Mam jego numer. - Podałem mu skrawek kartki z cyframi. 
- Ło stary! Wiesz, że właśnie zrobiłeś więcej niż ci debile z którymi pracuję przez pół roku! - Zaśmialiśmy się oboje. Chłopak niemal natychmiast wystukał hasło i numer i już po chwili miałem adres Maxa. Zapisałem go na kartce od Luka i rzucając pośpieszne '' pa stary, dzięki'' wybiegłem na parking i wsiadłem do auta. Tym razem by nikt mnie nie zatrzymał pożyczyłem od Luka syrenę. Założyłem ją na dach pojazdu i ruszyłem z piskiem opon. Rozpędziłem się w niewyobrażalnym tempie do 190km/h. Chciałem jak najszybciej znaleźć się przy mojej księżniczce. Tylko ona i jej bezpieczeństwo było teraz ważne. Chyba sobie nie daruję jeśli on coś jej zrobił. A co jeśli ona nie... nie żyje? NIE! Muszę odpędzić od siebie tą myśl. Przyspieszyłem jeszcze o 50 kilometrów. Chciałem przymusowo skupić się na drodze i odpędzić od siebie złe scenariusze, które pojawiały się w mojej głowie. To chyba tu. Skręciłem i zahamowałem pod starym opuszczonym domem. Mogłem się tego spodziewać. Max uwielbia tego typu budynki. Wyciągnąłem pistolet ze skrytki w samochodzie i po cichu ruszyłem w stronę domu. Gdy tylko zbliżyłem się moje uszy przeszył krzyk Maxa i kogoś jeszcze.  
- Nie kurwa! Nie teraz! Jeszcze nie spłaciłem swoich porachunków, rozumiesz!- 
- Umawialiśmy się, oddajesz mi dziewczynę! Teraz moja kolej. Dam ci skurwielu kasę, a ty dawaj dziewczynę- donośny głos tego drugiego przeszył mnie od środka 
- Czekaj kurwa! Najpierw kasa. - 
- Ty naprawdę jesteś aż taki głupi! Nie mam tutaj pieniędzy. - 
- To po nie kurwa idź!- 
- Dobrze, ale ty idziesz ze mną, chcę mieć pewność, że nie uciekniesz z dziewczyną. - Mężczyźni ruszyli do tylnych drzwi. Teraz mam szansę! Niemal pod wpływem chwili ruszyłem bezszelestnie do ostatniego pokoju. Był najciemniejszy i schowany najgłębiej, ona musi tam być. 
Najciszej jak potrafiłem otworzyłem skrzypiące drzwi. Pokój był ciemny, więc prawie nic nie było widać. Jedyne co zdołałem dostrzec to nie pościelone łóżko, kilka półek, szafa i ściany. Na jednej z białych fasad widziałem świeże ślady krwi. Były one także na pościeli. Mój strach o Mad narastał z każdą chwilą. Nie było jej tu? Nie mogłem się pomylić. Jeszcze raz przeszukałem wzrokiem pokój. Łóżko, szafa, półki i ściany. Tylko tyle. Zaraz. Łóżko! Szybko ruszyłem w jego stronę. Ściągnąłem koce i poduszki, a nawet zajrzałem pod nie, nie było jej tam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i rozbiła się na drewnianej podłodze. I wtedy ujrzałem szafę . Niewielką, jednak wystarczającą by mógł się w niej schować człowiek. Szybko podbiegłem do niej i otworzyłem. W środku leżała ONA. Mój anioł leżał skulony w kłębek w najciemniejszym rogu szafy. Zasnęła z wycieńczenia i nawet nie zauważyła, że otworzyłem szafę. 
Białe usta, blada twarz, która wydaje się zanikać, kruszyć jak ciastko. Moja księżniczka... moje powietrze. Na nadgarstkach miała siniaki, a z wargi sączyła się jej krew. I pomyśleć, że to wszystko moja wina. Dziewczyna nagle zaczęła się cała trząść, a z jej oczu ciurkiem wydobywały się łzy.  
- Spokojnie księżniczko, już tu jestem. - Uspokajałem ją i w ten sposób także próbowałem wybudzić z koszmaru, który najprawdopodobniej jej się śni. Dziewczyna otworzyła oczy i natychmiast je rozszerzyła. 
- Harry! Z tyłu! Uważaj!- wykrzyczała słabym głosikiem. Gdy tylko się odwróciłem zauważyłem, że ostrze noża  niebezpiecznie dotyka mojej szyi. 
- Tylko się ruszysz a cię zabiję! - wykrzyczał Max, nie odkładając sztyletu od mojej szyi. 
- Tak dobrze.. A więc jednak jesteś Styles. Bałem się, że nie zdążysz na przedstawienie. - Mówiąc to wziął moją Mad i rzucił na łóżko. 
- Bo ileż było by zabawy bez widowni, hmmm? - kpił sobie. 
- O, - zwrócił się do Mad - skarbeńku mam nadzieję, że odpoczęłaś - zaśmiał sie - bo teraz czas na prawdziwą zabawę. - Z każdym słowem zbliżał się o krok, a gdy skończył był już na wprost niej. Mad była przerażona, jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. 

*Oczami Mad *

- Proszę, nic mi nie rób, proszę. - odparłam tak głośno jak tylko potrafiłam, jednak z moich ust wydał się szept, jakby skowyt psa. 
- JA nie zamierzam, bo to TY mi będziesz robić słonko. - zaczął się podle śmiać. Wtedy Harry, mimo że trzymał go jakiś facet, wyrwał się i rzucił się na Maxa. Zaczęli się bić, nawet nie zwracając już na mnie uwagi. Nie myśląc zbyt wiele wstałam, lecz po chwili zostałam odepchnięta przez nieznanego faceta z powrotem na łóżko, kurwa on cały czas mnie obserwuje. Wtedy właśnie usiadłam na czymś czego wcześniej nie zauważyłam. Metalowy przedmiot wbijał mi się w obojczyk. Gdy zauważyłam, że Max znów przyłożył Harremu, a ten drugi niebezpiecznie stał za nim z nożem, coś we mnie pękło. Wstałam i przeładowałam broń, następnie wycelowałam. Łzy zasłaniały mi widoczność, widziałam jedynie, że nóż jest coraz bliżej Harrego. Nie liczyło się już nic, z każdą sekundą moje serce biło mocniej. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Wiedziałam jak i co teraz mam zrobić. Popatrzyłam na swój drżący palec, który po chwili, jednym, krótkim ruchem zabił. 
========================================================================

Siemaneczko :)
Rozdział.. rozdział jest. ..chaotyczny?  Możliwe xD Już sama nie wiem, kochani, ocena należy do was więc komentujcie ^^
Liczba wyświetleń rośnie i rośnie, aż miło popatrzeć :D + pam para pam mamy pierwszego hejta! :D szczęśliwej osobie która kliknęła '' okropny'' gratulujemy ale niestety nagrody nie będzie :P .

 ."Nie trać siebie w rozmazanych gwiazdach. 
Widzenie jest oszustwem, marzenie jest wiarą
W porządku jest nie być w porządku
Czasem ciężko podążać za swoim sercem
Ale łzy nie znaczą, że przegrywasz, każdy jest posiniaczony
Po prostu bądź szczery w tym, kim jesteś."



6 komentarzy:

  1. Hej świetny rozdział ale muzyka nie pasowała :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestesmy pewne bo znowu mamy sporo nauki ale niedlugo powinien sie pojawic ;)

    /Mysza

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Rewelka, uwielbiam. Powiedz mi jedną małą rzecz...
    DLACZEGO AKURAT W TYM MOMENCIE?
    Nie rozuumiem.
    Czekam xox i weny życzę ♥
    Zapraszam:
    http://i-live-to-love-you-onedirection.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział ;**
    Nie mogę doczekać się następnego.
    Pozdrawiam i w wolnych chwilach zapraszam do siebie =)
    http://lose-hope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń